Na Osie: Tour of Türkiye 2023
06.11.23 08:31 5212023-11-06T08:31:00+01:00Text: Gabriwa (Przetłumaczone przez SI)Zdjęcia: GabriwaStrach i odraza w Stambule. Nasz GabriWa otrzymuje dziką kartę jako szalony reporter i relacjonuje bezpośrednio z pierwszego rzędu bez przeszkód.06.11.23 08:31 6092023-11-06T08:31:00+01:00Na Osie: Tour of Türkiye 2023
06.11.23 08:31 6092023-11-06T08:31:00+01:00 Gabriwa (Przetłumaczone przez SI) GabriwaStrach i odraza w Stambule. Nasz GabriWa otrzymuje dziką kartę jako szalony reporter i relacjonuje bezpośrednio z pierwszego rzędu bez przeszkód.06.11.23 08:31 6092023-11-06T08:31:00+01:00W nocy wszystkie koty są czarne. Tak samo w nocy wszystkie drogi oraz krajobrazy, które przecinają, stają się czarne. Dlatego okolica Izmiru w nocy niewiele różni się od Trausdorf an der Wulka.
Od prawie pół godziny siedzę teraz w Mercedesie Vito z zdecydowanie nie fabrycznym gwiaździstym niebem w tyle. Moje powieki stają się coraz cięższe; to był długi dzień, który po prostu nie chce się skończyć.
Powód mojej podróży? Niespodziewanie miałem okazję wziąć udział w 'Tour of Türkiye' jako reporter. Razem z dwoma kolegami będę obserwował siódmą i ósmą etapę tego wyścigu, i to z perspektywy dla mnie niezwykłej – z pojazdu towarzyszącego lub, dzięki mojej legitymacji prasowej, z bliska, z pierwszego rzędu, bez przeszkód.
Selçuk - Izmir
Ósma minus kwadrans. Budzik dzwoni. Tylko cztery godziny snu - chętnie spałbym dłużej, ale nie ma czasu na narzekanie. Dziś profesjonalistów czeka prawie 160 kilometrów trasy, więc po szybkim śniadaniu wyruszamy na start, aby być świadkami ceremonii zapisów i całego zamieszania wokół niej.
Na szczęście znajdujemy namiot cateringowy, gdzie możemy się poświęcić najważniejszemu posiłkowi dnia, czyli drugiemu śniadaniu. Cieszymy się simitem i pijemy herbatę, podczas gdy zespoły są witane i przeprowadzane wywiady przez Sarpera Günsala.
Nasza organizatorka naciska na pośpiech - musimy się śpieszyć, aby ruszyć przed startem wyścigu; w przeciwnym razie nie będziemy mieli szansy dogonić peletonu. Odpowiedni plan marszu ustalamy po drodze w samochodzie. Decydujemy się czekać na peleton na szczycie pierwszego podjazdu drugiej kategorii, po 53 kilometrach.
Przybycie na górski etap jest dość niewidoczne. Wielopasmowa droga oraz wszystkie inne odcinki drogowe są całkowicie zamknięte dla ruchu i wydaje się, że co 100 metrów są kontrolowane przez policjantów. Wokół również znajduje się dużo wojska - w pełnym uzbrojeniu, z pistoletami maszynowymi w kamuflażu, dokładnie obserwują wojsko. Również ja jestem dokładnie oceniany i uznany za nieszkodliwego.
Śledzę wyścig tylko pobieżnie - w samochodzie kierowca puścił na swoim telefonie transmisję na żywo. Po tym, jak kolarze oraz konwój pojazdów towarzyszących i zespołowych zostawili nas na górskim finiszu, spieszymy z powrotem do Mercedesa i podejmujemy pościg.
Kilku spóźnionych próbuje, w zaciszu różnych samochodów, odzyskać kontakt z główną grupą. Wysiłek widać na twarzach młodych sportowców, więc wyciągam aparat, wychylam się przez otwarte okno samochodu. Jeszcze bliżej, i sam potrzebowałbym numer startowy!
Torujemy sobie drogę przez samochody przed nami, zbliżając się coraz bliżej do głównej grupy.
Mieszanka adrenaliny i euforii przepływa przez mnie. Jak absurdalna jest ta sytuacja? Siedzę na tylnej kanapie pojazdu towarzyszącego i mam jedyną okazję, by robić zdjęcia z 58. edycji Tour of Türkiye! Szalone, ale prawdziwe.
Kierowca wymienia kilka słów z naszą towarzyszką: "Nie mamy okazji wyprzedzić głównego peletonu. Musimy albo zostać za nimi, albo wymyślić alternatywną trasę."
Demir, wspomniany kierowca, był kierowcą karetki w Stambule przez ponad dziesięć lat. Dojeżdżanie do mety za peletonem i przegapienie całej akcji nie wchodzi więc w grę. Z telefonem w ręku wybiera następne zjazd, i wkrótce znajdujemy się na jednopasmowej drodze gospodarczej. Nie spodziewałem się tego, ale jako dodatek dostajemy przedsmak tego, jak mogłaby wyglądać etapa rajdu w Turcji. Setka na drogach polnych z ruchem traktorów? W samym środku akcji, a nie tylko obok.
Jakimś cudem udaje nam się bez szwanku wrócić na zamkniętą trasę, i to znacznie przed peletonem, co umożliwia nam swobodną jazdę do mety w Izmirze.
Po przekroczeniu linii mety mam okazję udać się bezpośrednio do strefy odpoczynku, aby tam obserwować zawodników i ich opiekunów - to niepowtarzalne doświadczenie.
İstanbul - Sultanahmet
Po kolejnej krótkiej nocy - lot z Izmiru do Stambułu opóźnił się o godzinę - ten sam schemat: budzik - prysznic - śniadanie - samochód. W drodze na start Stambuł przesuwa się przed naszymi oczami, a właściwie mówiąc: przez szyby naszej taksówki.
Miasto niewiarygodnych rozmiarów, mniej więcej tak duże jak Vorarlberg, dwa razy większe, jeśli doliczyć przedmieścia. Oficjalnie mieszka tu ponad 16 milionów ludzi - liczba nieoficjalna może być jednak znacznie wyższa. Stambuł to największe miasto Europy, które może pochwalić się niesamowitą historią.
Ale na to jest mało czasu - naszym celem jest plac Sultanahmet, gdzie odbędzie się ósma, a tym samym ostatnia etapa. Ustawienie jest takie samo jak dnia poprzedniego: rejestracja, Sarper Günsal (który zresztą oprócz angielskiego mówi też całkiem dobrze po włosku) i drugie śniadanie w strefie VIP... ciężkie życie dziennikarza Bikeboard, bez upiększeń.
Nasz przewodnik informuje nas, że dzisiaj na pewno nie będziemy już jechać w terenie; wygląda na to, że UCI nie poparła tej małej wycieczki. Wszystko, co jest zabawne, jest zakazane.
Nie szkodzi, nasz plan na dzisiaj to przejechanie trasy przed peletonem i cieszenie się atmosferą wzdłuż drogi. Wszędzie można spotkać ludzi machających flagami - zainteresowanie wyścigiem wydaje się być duże. Od dziecka po starca: wszyscy stoją przy drodze i świętują to wydarzenie.
Po tym, jak pokonaliśmy trasę bez większych incydentów (otrzymałem nagany, ponieważ bez pytania wspiąłem się na dach samochodu, aby robić zdjęcia - ale cóż, kto z nas tego nie doświadczył), ponownie docieramy na plac Sultanahmet. Nerwowo szukam odpowiedniego miejsca, aby jak najlepiej udokumentować metę, jednak bez powodzenia.
Na szczęście nawiązujemy znajomość z oficjalną przedstawicielką Ministerstwa Kultury i Turystyki, i po jednym telefonie trzymam w rękach oficjalną kamizelkę w sygnalizacyjnym kolorze dla fotoreporterów.
„Chcemy za barierki? To w ogóle nie problem!”, zapewnia nas miła pani z zespołu organizacyjnego. Natychmiast znajdujemy się obok trzech umiarkowanie zadowolonych, prawdziwych fotoreporterów, zaledwie 20 metrów za linią mety, na około jednym metrze kwadratowym, skuleni razem. Minuty do sprintu finałowego są intensywne, kibice tworzą napiętą atmosferę. Nerwowo sprawdzam ustawienia aparatu, aby upewnić się, że uchwycę decydujący moment.
Istanbul
Kto spędza tylko jeden dzień w Stambule, tak naprawdę tam nie był. Po przekroczeniu mety, podczas gdy zwycięzcy są jeszcze świętowani przez tłum na scenie, pakujemy nasze rzeczy i wyruszamy w drogę.
Do Hagia Sophia nie możemy się dostać tak szybko, ale jako mały bonus pokazuje się nam Yerebatan Sarnıcı, imponująca budowla wzniesiona za panowania cesarza Justyniana w VI wieku naszej ery.
Początkowo przeznaczona jako zbiornik wodny dla pałacu, dziś służy przede wszystkim jako miejsce do robienia zdjęć dla turystów takich jak ja. Wycieczka w historię trwa niestety niecałą godzinę, a potem udajemy się do restauracji i z powrotem do hotelu.
W międzyczasie jest już prawie północ, a ja znowu siedzę w hotelu, by przelać moje myśli na laptopa. Co zostaje z prawie 48 godzin Tour of Türkiye?
Gęsia skórka, to na pewno. I pewność, że na pewno wkrótce wrócę do Turcji - następny lot jest już zarezerwowany. Co tam będę robić? Nie mam dokładnego planu, ale mam cały świat czasu.
Link do oficjalnej strony 'Tour of Türkiye'


